wtorek, 29 października 2013

Dysonans poznawczy 

Weselny przepych i blask sukienek, brokatów, samochodów i cacek, trwający zachwyt nad smakiem tego czy tamtego dania lub przekąski został mi chirurgicznie odcięty w jedną tylko godzinę. Pokonując jedną z trzech części drogi z Buska Zdroju w kierunku Sosnowca można się znaleźć we wsi jakich wiele w Polsce, miejsce w którym czas i ruch odmierzany jest pianiem koguta i szczekaniem psa. Nasz cel podróży jako nieogrodzony plac cechował się wielkim nieuporządkowaniem, każdy jego wycinek prowokował by zatrzymać nań wzrok dłużej. Gospodyni widząc nadjeżdżający samochód przerwała pranie ręczne którym była zajęta od samego rana, przecież nikt nigdy tutaj nie przyjeżdża. Jarski obiad u jej stóp w niebieskim pojemniku, czekał na jej przerwę. Jednak trzeba przyznać że ziemniaki gotowane dnia poprzedniego a niedoprawione buraczki nie powinny dobrze smakować bo i z jakiej racji takie "wczorajsze" ma być smaczne. Zobaczyłem rozwalającą się stodołę i zabudowania gospodarskie w którym trójka dorosłych ludzi żyje w skrajnej nędzy. Stół szybko wyniesiono ze stodoły, obrus z szafy stojącej przy domu i parę plastykowych krzeseł. Oczy zakryły się mgłą i chciały wydalić łzy patrząc na biedę ludzi którzy mimo wszystko nie narzekali na nic, a uśmiech nie schodził z ich twarzy. Byli wzruszeni że ich odwiedzono że ktoś jeszcze o nich pamięta. My też się wzruszyliśmy... całą drogę powrotną tłukła się w głowie myśl... chłopie ty nigdy już nie narzekaj na nic...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz